rozmowa Katarzyny Bielas z Ewą Hołuszko:
Co robiłaś 13 grudnia 1981 roku?
- O północy spałam, rano obudziła mnie sąsiadka, działaczka KPN-u Basia Leszczyńska, która sprawdzała, czy nie zostałam internowana. Poprzedniego dnia wieczorem z siedmiomiesięcznym synem, z którym wracałam od lekarza, zaszłam na Mokotowską, do Regionu Mazowsze.
Na dole ktoś mnie pyta, czy znam depesze. Jakie depesze? Okazuje się, że są na górze u św. pamięci Marka Nowickiego, bardzo ważne. Marek pokazał mi je niechętnie, czytam: "Ze Słupska w stronę Gdańska jedzie kolumna 50 samochodów milicyjnych", sygnowane "Solidarność" Lęborka; następne: "W stronę Poznania przemieszcza się kolumna czołgów", "Opustoszała szkoła milicyjna w Szczytnie", "Na wschód od Siedlec przemieszczają się kolumny wojska" itp. Pytam, czy wiedzą o tym władze regionu, które były wtedy w Gdańsku na zjeździe TKK, Tymczasowej Komisji Krajowej. Marek mówi, że wiedzą, ale do tej pory nie wiem, jak to było, wiele osób potem pytałam, np. czy Lechu wiedział. Podobno tak.
Teraz przeskoczę siedem lat do przodu.
Jest rok 1988, dostałam paszport i wracam od brata z Vancouver, przez Chicago. Zapraszają mnie tam do polskiego radia, którym zarządzał wtedy Andrzej Czuma. Mówię m.in. o tych depeszach, a później mam półgodzinny dyżur przy telefonie. Dzwoni mężczyzna: "Proszę pani".
Chyba "proszę pana". Byłaś Markiem Hołuszką.
- Tak, ale "proszę pani" jest dla mnie teraz naturalniejsze. A więc mówi: "Mam tylko trzy minuty, czy pani rozumie, z kim rozmawia? Dlaczego nie wykorzystaliście moich wiadomości o przygotowywanej operacji wojskowej, o stanie wojennym?".
Czy to był pułkownik...
- ...tak, Kukliński. Powiedział: "Pani mówi o depeszach z kraju, ale ja podałem najważniejszą wiadomość. Jak to? To te wiadomości nie dotarły do kraju?". Wtedy zrozumiałam, że Amerykanie przytrzymali tę informację, a on jeszcze wtedy, w 1988 roku, myślał, że to my ją przytrzymaliśmy. Zapewniłam go, że nie wiem, aby ktokolwiek, łącznie z Wałęsą, znał tę wiadomość. Trzy minuty minęły, rozłączył się. Po trzech minutach mogli go namierzyć.
Jako Marek Hołuszko miałaś pseudonim "Hardy", byłaś działaczem "Solidarności". Co robiłaś bezpośrednio przed stanem wojennym?
- 11 dni wcześniej odbyła się pacyfikacja strajkującego WOSP-u, Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej, na warszawskim Żoliborzu. Byłam tam, bo odpowiadałam za "Solidarność" w MSW, a więc i w podległym mu WOSP-ie.
Kilka dni później, 7-9 grudnia, w głównej auli politechniki odbywał się zjazd mazowieckiej "Solidarności". Brałam w nim udział, ale nie do końca, bo trzeba było wyciągnąć ze szpitala MSW na Komarowa poranioną podczas pacyfikacji WOSP-u koleżankę. Krysia Kolasińska, szefowa kuchni, była jedną z wiceprzewodniczących "Solidarności", postacią znaną na strajku.
Po przemówieniu, w samym środku zjazdu, czyli w najmniej oczekiwanym dla przeciwnika momencie, wyszłam i z grupą kilku chętnych do akcji i pojechaliśmy do Krysi niby w odwiedziny. Łachy były przygotowane, samochód czekał na dole. Lekarze oponowali, ale powiedziałam: "Tylko spróbujcie przeszkadzać, a przyjdzie nas tu więcej", i zabrałam Krysię.
Często podkreślasz, że jesteś ze Wschodu. Co to dla ciebie znaczy?
- Np. to, że w podstawówce w Aninie pod Warszawą, gdzie przenieśliśmy się z rodzicami z Białegostoku, powiedziałam nauczycielce, że główna postać "Trylogii" to Bohun. Identyfikowałam się też z Kmicicem i Azją Tuhajbejowiczem. Powiedziałam, że dla mnie Skrzetuski to jakaś mamałyga.
A co na to nauczycielka?
- Zamurowało ją i pyta: "Co jeszcze z >>Trylogii<< zapamiętałaś?, a ja, że: Tużu, tużu, serce bołyt", czyli "Cicho, cicho serce boli" - to o miłości, i "Raz maty rodyła".
Odpowiadał mi charakter moich ulubionych bohaterów.
Raz mnie matka rodziła, tak?
- Tak, to znaczy, że mogę zaraz iść na śmierć. Jak trzeba będzie skoczyć w ogień, to skoczę. W konspiracji też to sobie mówiłam.
całość niestety w płatnym serwisie Piano:
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,129853,13033760,Skrzetuski_to_mamalyga.html
Co robiłaś 13 grudnia 1981 roku?
- O północy spałam, rano obudziła mnie sąsiadka, działaczka KPN-u Basia Leszczyńska, która sprawdzała, czy nie zostałam internowana. Poprzedniego dnia wieczorem z siedmiomiesięcznym synem, z którym wracałam od lekarza, zaszłam na Mokotowską, do Regionu Mazowsze.
Na dole ktoś mnie pyta, czy znam depesze. Jakie depesze? Okazuje się, że są na górze u św. pamięci Marka Nowickiego, bardzo ważne. Marek pokazał mi je niechętnie, czytam: "Ze Słupska w stronę Gdańska jedzie kolumna 50 samochodów milicyjnych", sygnowane "Solidarność" Lęborka; następne: "W stronę Poznania przemieszcza się kolumna czołgów", "Opustoszała szkoła milicyjna w Szczytnie", "Na wschód od Siedlec przemieszczają się kolumny wojska" itp. Pytam, czy wiedzą o tym władze regionu, które były wtedy w Gdańsku na zjeździe TKK, Tymczasowej Komisji Krajowej. Marek mówi, że wiedzą, ale do tej pory nie wiem, jak to było, wiele osób potem pytałam, np. czy Lechu wiedział. Podobno tak.
Teraz przeskoczę siedem lat do przodu.
Jest rok 1988, dostałam paszport i wracam od brata z Vancouver, przez Chicago. Zapraszają mnie tam do polskiego radia, którym zarządzał wtedy Andrzej Czuma. Mówię m.in. o tych depeszach, a później mam półgodzinny dyżur przy telefonie. Dzwoni mężczyzna: "Proszę pani".
Chyba "proszę pana". Byłaś Markiem Hołuszką.
- Tak, ale "proszę pani" jest dla mnie teraz naturalniejsze. A więc mówi: "Mam tylko trzy minuty, czy pani rozumie, z kim rozmawia? Dlaczego nie wykorzystaliście moich wiadomości o przygotowywanej operacji wojskowej, o stanie wojennym?".
Czy to był pułkownik...
- ...tak, Kukliński. Powiedział: "Pani mówi o depeszach z kraju, ale ja podałem najważniejszą wiadomość. Jak to? To te wiadomości nie dotarły do kraju?". Wtedy zrozumiałam, że Amerykanie przytrzymali tę informację, a on jeszcze wtedy, w 1988 roku, myślał, że to my ją przytrzymaliśmy. Zapewniłam go, że nie wiem, aby ktokolwiek, łącznie z Wałęsą, znał tę wiadomość. Trzy minuty minęły, rozłączył się. Po trzech minutach mogli go namierzyć.
Jako Marek Hołuszko miałaś pseudonim "Hardy", byłaś działaczem "Solidarności". Co robiłaś bezpośrednio przed stanem wojennym?
- 11 dni wcześniej odbyła się pacyfikacja strajkującego WOSP-u, Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej, na warszawskim Żoliborzu. Byłam tam, bo odpowiadałam za "Solidarność" w MSW, a więc i w podległym mu WOSP-ie.
Zdjęcia z pacyfikacji WOSP: tutaj
Kilka dni później, 7-9 grudnia, w głównej auli politechniki odbywał się zjazd mazowieckiej "Solidarności". Brałam w nim udział, ale nie do końca, bo trzeba było wyciągnąć ze szpitala MSW na Komarowa poranioną podczas pacyfikacji WOSP-u koleżankę. Krysia Kolasińska, szefowa kuchni, była jedną z wiceprzewodniczących "Solidarności", postacią znaną na strajku.
Po przemówieniu, w samym środku zjazdu, czyli w najmniej oczekiwanym dla przeciwnika momencie, wyszłam i z grupą kilku chętnych do akcji i pojechaliśmy do Krysi niby w odwiedziny. Łachy były przygotowane, samochód czekał na dole. Lekarze oponowali, ale powiedziałam: "Tylko spróbujcie przeszkadzać, a przyjdzie nas tu więcej", i zabrałam Krysię.
Często podkreślasz, że jesteś ze Wschodu. Co to dla ciebie znaczy?
- Np. to, że w podstawówce w Aninie pod Warszawą, gdzie przenieśliśmy się z rodzicami z Białegostoku, powiedziałam nauczycielce, że główna postać "Trylogii" to Bohun. Identyfikowałam się też z Kmicicem i Azją Tuhajbejowiczem. Powiedziałam, że dla mnie Skrzetuski to jakaś mamałyga.
A co na to nauczycielka?
- Zamurowało ją i pyta: "Co jeszcze z >>Trylogii<< zapamiętałaś?, a ja, że: Tużu, tużu, serce bołyt", czyli "Cicho, cicho serce boli" - to o miłości, i "Raz maty rodyła".
Odpowiadał mi charakter moich ulubionych bohaterów.
Raz mnie matka rodziła, tak?
- Tak, to znaczy, że mogę zaraz iść na śmierć. Jak trzeba będzie skoczyć w ogień, to skoczę. W konspiracji też to sobie mówiłam.
całość niestety w płatnym serwisie Piano:
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,129853,13033760,Skrzetuski_to_mamalyga.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz